czwartek, 18 lipca 2013

Pielgrzymka i reszta.. /9-15 lipca'13

Niekiedy tak bywa, że potrzeba pewnego odpoczynku od czegoś, by potem przysiąść i zrobić coś sensownego. Tak też ze mną bywa często, czasem aż być może za, ale to powinno być zrozumiałe dla każdego.  Jestem osobą, która nie przepada za tym, co trzeba. :P
Najważniejszy jest uśmiech :)

Wróciłam w poniedziałek wieczorkiem i.. gdybym mogła to poszłabym choćby teraz jeszcze raz. Siedem dni maszerowania to przecież nic takiego, może dlatego, że z moją kondycją nie jest tak źle dzięki biegom. Ale Ci, którzy kiedykolwiek na pielgrzymce byli wiedzą co znaczy "trud pielgrzymowania", nie tak bardzo odczuwalny, gdy idziemy po coś, a idzie się po coś ZAWSZE. Bo to nie są wakacje, jak ktoś kiedyś powiedział "kuracja odchudzająca" czy coś w stylu podobnym. To, wydaje mi się,  wszystko wynika z naszej czystej wiary. 
 Atmosfera była niesamowita, mogę wręcz powiedzieć, że bardzo rodzinna i przyjazna, większość pielgrzymów po prostu mieszka w jednej miejscowości i zna się na codzień, bądź też uczestniczy w pielgrzymce co rok (podobno jak ktoś już raz pójdzie, drugi raz się nie zawaha :) ). 
Przesympatyczni ludzie, mnóstwo śpiewu, mnóstwo uśmiechu i mnóstwo piękna,
 a przede wszystkim radość i pojednanie.

A dodatkowe korzyści to zaznanie czegoś nowego. Choćby te wszystkie noclegi w obcych domach potrafią pokazać życie innych ludzi, niekiedy bardzo zaskakujące i trudne.

Po drugie, aż przyjemnie popatrzeć sobie na tak cudowne krajobrazy :)

Tyniec - miejsce pierwszego noclegu :)


Jak już gdzieś pisałam i wiele razy mówiłam, to takie cudowne wstać o godzinie 4,
 a potem iść i widzieć wschodzące słońce - i to w takiej okazałości :) Niesamowite uczucie! :)

Jedną z pierwszych nocy spędziliśmy u pewnego małżeństwa, przesympatyczni starsi ludzie, którzy zechcieli nas przyjąć mieli bardzo dużo kotów, tutaj na zdjęciach dwa z nich. Miałyśmy bardzo wygodne łóżko, więc aż miło było sobie pospać, a że nastawiłyśmy budzik na przed 4 rano, gdy zadzwonił, wyłączyłyśmy - tak jakoś :p Nie na długo, po 10 minutach obudził nas okropny hałas - kotki :3
A tutaj klasztor w Świętej Annie :)

 
ekwipunek siostry cioci :))
i pyszne rogaliki, które upiekła, mniam mniAM MNIAM!







Wiecie, jak cudownie ściągnąc buty po takiej podróży? :)







Zawsze miło pośpiewać religijne piosenki :)

wieńce początkujących :)






Renia zafascynowana grą Szymona :)
I.. już widać Częstochowę :) 
A na drugi dzień już dotarliśmy, to nic, że padało, być może to jakiś dobry znak? :)



Widok z częstochowskiej wieży :)


na końcu powiem tylko jedno - niesamowite przeżycie, polecam każdemu ogromnie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz